..
AWF Elbrus Expedition 2012

 
2013-01-01
Odsłon: 598
 

Formalności

 DZIEŃ 4 (01.08.2012)

PIATAGORSK - AZAU

 

Na dworcu głównym w Piatagorsku byliśmy o 4.30 czasu lokalnego. Chcieliśmy z dworca złapać jakąś marszrutkę do Nalczyka. Jedna, która stała nieopodal była już pełna, jednak kierowca zadzwonił już po drugą. Na ten sam busik czekał z nami młody Ukrainiec oraz starszy pan z przytroczonym czekanem do plecaka. Gdy podjechała żółta Gazela (nowszy model GAZ’a) kierowca powiedział, że osób jest za mało i on nigdzie nie pojedzie. Nasz krzepki ukrainiec wdał się w krótką ale dość intensywną rozmowę z rosyjskim kierowcą. Po chwili przyjechała kolejna marszruta, ale udająca się w innym kierunku niż my. Za kilka rubli podjechaliśmy nią  na dworzec autobusowy. Tam czekaliśmy ok. 30 minut na autobus rejsowy do Nalczyka. Gdy autobus podjechał szybko załadowaliśmy plecaki i usiedliśmy w starym, wysłużonym Ikarusie. Podróż trwała dwie godziny. Większość drogi przespaliśmy. Na miejscu spotkaliśmy dwóch Węgrów, którzy na szczęście mówili  po angielsku. Mieli problem z nawiązaniem kontaktu z miejscowymi taksówkarzami. Oni także wybierali się na Elbrus. Wszyscy razem wyruszyliśmy w kierunku miasta na komisariat policji, aby załatwić prepust na strefę przygraniczną. Dowiedzieliśmy się, że dojedziemy tam jedną z marszrutek. Zadziwiającym faktem było to, że marszrutki w Nalczyku opisane są tylko numerami. Nigdzie nie było informacji dokąd dana marszrutka jedzie. Przystanki nie są oznaczone znakami, więc połapanie się w ich komunikacji miejskiej jest naprawdę trudne. Do budynku policji udało nam się dotrzeć przed godziną 800, a komisariat otwierali dopiero o 9.00. Zrezygnowani, zmęczeni udaliśmy się do najbliższego sklepu, aby w końcu coś zjeść.  O godzinie 900 byliśmy już z powrotem pod komisariatem. Czekaliśmy tam ok. pół godziny, aż ktoś z nami porozmawia. Do małego pokoju wszedł Ukrainiec i poinformował nas, że wszelkie pozwolenia załatwia się na pograniczników 250 m dalej. Tam z kolei powiedzieli nam, że to również nie należy do ich obowiązku i należy udać się do straży granicznej. Ci znów odesłali nas do innego swojego oddziału oddalonego ok. km dalej. Tam spędziliśmy 2h po czym okazało się, że wchodząc na sam Elbrus to pozwolenie nie jest nam w ogóle potrzebne. Zdenerwowani wędrówką od Annasza do Kajfasza wróciliśmy na dworzec, gdzie zaspokoiliśmy głód. Koło godziny 13 wraz z Węgrami, Ukraińcem oraz starszym panem ruszyliśmy w stronę doliny Baksanu a dokładnie do Terskola. Po drodze mijaliśmy wioski w których widać było wiele opuszczonych budynków. W krajobrazie pagórki z pięknie widoczną budową geologiczną. Zbliżając się do Tirnauza można było zauważyć coraz więcej zniszczonych i zdewastowanych zakładów pracy. Na każdym kroku widzieliśmy żołnierzy z karabinami oraz blokady na drogach. Gdy dojechaliśmy do Terskola, Daniel (Ukrainiec) zaprowadził nas do Azau, do kempingu w którym on spał przed czterema laty.  Terskol od Azau dzieli 3,5 kilometrowa droga. Z naszymi ciężkimi plecakami podjęliśmy trud wędrówki. Na miejscu w końcu po czterech dniach podróży mogliśmy wziąć prysznic. Kto by pomyślał, że tak się ucieszymy z bieżącego strumienia wody.  Miejsca na rozbicia namiotów nie było za wiele, ponieważ wszędzie były ruiny starych budynków, kamienie. Wieczór przyniósł deszcz. Wycieńczeni podróżą położyliśmy się spać.

 

DZIEŃ 5 (02.08.2012)

AZAU

 

Dzień zaczął się pechowo. Najpierw problemy na poczcie z załatwieniem OVIR`u a potem samochód, który nieomal nas rozjechał. Mieliśmy nadzieję, że tego dnia podjedziemy kolejką co najmniej do stacji MIR, aby tam rozbić obóz drugi. Jednak po niedługiej chwili zaczął padać jak co dzień popołudni deszcz i nasze plan spełzy na niczym. Zdecydowaliśmy, że Wojtek pójdzie wraz z Węgrami odnieść dokumenty  na pocztę. Tam otrzymali  rejestrację. W tym czasie  Ja w raz z Damianem i Kajtkiem wybraliśmy się w górę Azau, sprawdzić ile kosztuje kolejka do stacji Krugozor (Stacja przesiadkowa kolejki na 3000 m n.p.m). Gdy doszliśmy pod dolną stację zaczął siąpić deszcz. Z oddali obserwowaliśmy grupę Japończyków, którzy akurat zjeżdżali z góry. Każdy z nich był profesjonalnie ubrany. W krótkim czasie deszcz znacznie zyskał na sile. Nie było żadnej szansy, aby zejść 200 metrów niżej do naszych namiotów.  Z racji tego, że nie mieliśmy żadnych ciuchów przeciw deszczowych  po chwili stania bez ruchu zrobiło się nam bardzo zimno. Z zimna wyostrzył się nam humor. Zaczęliśmy śmiać się, że zamarzniemy 200 metrów od namiotu. Gdy tylko deszcze zmniejszył swą siłę od razu pobiegliśmy do naszych namiotów. Gdy dobiegliśmy do naszych „pałatek” czekał na nas już Wojtek. Tak jak się obawialiśmy był cały przemoczony. Wieczorem się rozpogodziło, wraz z  Wojtkiem postanowiłem przejść się na wyższą wysokość aby złapać troszkę aklimatyzacji. Podchodziliśmy wzdłuż kolejki, stokiem narciarskim. Podchodziło się dość ciężko ponieważ stok był pod dość dużym nachyleniem, a podłoże było miękkie i sypkie. Gdy przeszliśmy jakieś 350-400 metrów, znaleźliśmy się na wysokości ok. 2700 m n.p.m. Na tej wysokości znajdował się Hostel. Spotkaliśmy tam dwóch Rosjan z którymi zamieniliśmy kilka słów. Gdy dowiedzieli się, że jesteśmy z Polski i Wrocławia, powiedzieli że w hotelu niżej również są alpiniści z naszego miasta. Byliśmy zadowoleni, że nie jesteśmy tu sami. Jak się później okazało Wrocławianie o których mówili Rosjanie to Damian i Kajtek, których spotkali podczas ich wyjścia aklimatyzacyjnego. Rozbawili oni nas tekstem:

- Ja znaju pare slow: „Kur*a”, „Ja pie*dole”, „Prosto, prosto na Elbrus”

Na odchodne powiedzieli nam: „Dacie rade”. My odpowiedzieliśmy: „Oby Oby!”

Pokrzepieni tymi słowami wróciliśmy do obozu. Czas na sen.

 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd