..
AWF Elbrus Expedition 2012

 
2013-01-03
Odsłon: 1022
 

Pierwszy atak szczytowy

 DZIEŃ 8 (05.08.2012)

I ATAK SZCZYTOWY


W nocy co jakiś czas się budziłem, na namiot padało delikatne światło księżyca. O 145 obudziłem się, ponieważ słyszałem pierwszy ratrak który wywoził alpinistów do góry powyżej Skał Pastuchowa. Budzę Wojtka ponieważ początkowo byliśmy umówieni, że budzimy się o 2. Wojtek jednak mnie uświadomił, że gdy spałem chłopaki umówili się pół godziny później. Próbuję zasnąć. O godzinie 2.30 dzwoni Wojtkowi budzik. Powoli wychodzimy ze śpiworów. Ubieram się w ciuchy, które teraz wydają mi się lodowate. Wojtek pierwszy wyszedł z namiotu i poszedł obudzić Kajtka i Damiana. Po chwili przyszedł i powiedział, że Damian fatalnie się czuje i nie idzie tej nocy na szczyt. Wojtek wstawił wodę na herbatę. Ja w tym czasie zdążyłem się ubrać i powoli zacząłem ubierać raki. Damian po chwili wyszedł z namiotu i również zaczął się przygotowywać do wyjścia. Pytał się nas, czy to dobry pomysł aby dzisiaj wychodzić. Mówił tak, ponieważ na horyzoncie było widać burzę. A po ruchach chmur widać było, że idzie to w naszym kierunku. Wtedy też dopadły mnie kolejne wątpliwości co do słuszności decyzji o dzisiejszym ataku i próbowałem przekonać Wojtka, że może dzisiaj jednak nie wyruszmy na szczyt. Wojtek jednak był bardzo zdeterminowany. Po chwili jednak bierzemy plecaki i ruszamy ku górze. Pierwszy do przodu wyrwał Wojtek. Za nim szedł Kajtek, ja a na samym końcu Damian. Szedł on bardzo powoli. W pewnym momencie z Kajtkiem poczekaliśmy na niego. Gdy do nas doszedł nie wyglądał najlepiej. Chłopaki powiedzieli, żebym szedł dalej, a oni nie wiadomo ile jeszcze przejdą. Ruszyłem więc dalej i szedłem z grupą 3 Rosjan. Wojtka widziałem cały czas z przodu. CO jakiś czas się obracał lecz był ok. 30 min przede mną. Widziałem że chłopaki chwile jeszcze podchodzili jednak po niedługim czasie zmuszeni byli zawrócić. Ja natomiast byłem strasznie zły na Wojtka, ze na mnie nie czekał. Po wszystkich moich wątpliwościach odnośnie aklimatyzacji, nadchodzącej burzy i wycofaniu się chłopaków chciałem zawrócić. Ale nie mogłem mu tego przekazać, a nie mogłem również zostawić swojego partnera samego więc cały czas powoli podchodziłem do góry. Był za daleko żeby mu przekazać tą informację. Tuż przed ostatnimi metrami Skał Pastuchowa zauważyłem, że Wojtek czeka na mnie. Musiałem pokonać jeszcze to fatalne podejście do górnej części skał. Wyciągnąłem termos z plecaka, wypiłem dwa kubki herbaty i zaczęliśmy z Wojtkiem dalej podchodzić. Szliśmy dość wolno ciągle lekko trawersując zbocze. Wysokość dawał o sobie znać. Co kilkanaście kroków musiałem się zatrzymywać i łapać oddech. Po godzinie zatrzymaliśmy się, wypiliśmy po kubku herbaty, a ja w miedzy czasie zmieniłem kurtkę na puchówkę, bo zaczęło mocno wiać. Po ok. 1,5 h od Skał Pastuchowa byliśmy na wysokości ok. 5200 m n.p.m. Wiatr coraz bardziej się nasilał. Do tego padający śnieg, uderzał w nasze twarze jak ostre igiełki. Widoczność była zaledwie na kilka metrów. Jedynie co pozwalało nam iść w dobrym kierunku to trasery występujące co 30 metrów. Po chwili rozpętała się burza śnieżna i ciężko się szło. Jedna osoba ubrana bardzo profesjonalnie zaczęła się wycofywać. Po chwili widzieliśmy jak duża grupa z przewodnikiem również zaczyna schodzić. Wiedziałem już, że tego dnia nie mamy szans na zdobycie szczytu gdyż mieliśmy przed sobą przynajmniej 3-4 h podejścia, a w tych warunkach to raczej nie możliwe. Ja zaczynam wykonywać ruchy rękami aby Wojtek zaczął do mnie też schodzić. Po chwili zastanowienia zaczął powoli schodzić. Zaproponował mi abyśmy przeczekali to. Ja nie widziałem sensu czekania bo pogoda była paskudna, wszyscy się wycofywali, a do tego w podmuchach wiatru ciężko dało się ustać na nogach. Schodziliśmy powoli uważnie stawiając każdy krok. Co chwile zapadaliśmy się w nawianym śniegu. Do tego wiatr dmuchał z duża siłą, tak że z trudem dało utrzymać się równowagę. Schodziliśmy bardzo zmęczeni. Wojtek co jakiś czas siadał i odpoczywał. Wraz ze zmniejszaniem wysokości wprost proporcjonalnie zmniejszała się siła wiatru i widoczność była lepsza. Wydawało nam się, że namioty są w bardzo dużej odległości od nas. Dopiero ok. godziny 10 doszliśmy do naszych namiotów. Zrzuciliśmy plecaki, usiedliśmy na prowizorycznej ławeczce. Zdjęliśmy raki, a następnie poszedłem do chłopaków powiedzieć im, że już jesteśmy i zapytać się o zdrowie Damiana. Jednak nie było ono najlepsze. Damian nie wyglądał dobrze. Po chwili z wojtkiem znaleźliśmy się w śpiworach i od razu zasnęliśmy. Obudził nas Kajtek i powiedział, że oni z Damianem będą schodzić na dół. Wojtek przeszedł się do Damiana zobaczyć jak się czuje i jak wrócił to mnie przeraził. Powiedział, że jest on tak osłabiony i odwodniony, że trzeba będzie mu znieść plecak. Już wtedy wiedziałem, że jeśli któryś z nas zejdzie na dół nie będzie szans tej nocy ponowić atak. Jednak zdrowie partnera było ważniejsze. Pomogliśmy Kajtkowi złożyć namiot. Damian w tym czasie siedział i nie mógł nam w niczym pomóc. Ledwo tez założył raki. Wojtek wziął plecak i powoli zaczęli schodzić na dół. Ja w tym czasie gotowałem wodę na herbatę, zrobiłem jeden liofilizat. Później położyłem się i czekałem na Wojtka. Co chwile wychodziłem z namiotu i sprawdzałem czy przypadkiem nie idzie. Po jakimś czasie pogoda znacznie się popsuła i widoczność była na ok. 40 m. Zaczynałem się martwić o niego, ponieważ od rana nic nie zjadł, nie miał ze sobą sprzętu. A przy tej mgle mógł się pogubić na lodowcu, lub lekko zbaczając z trasy wpaść do szczeliny lodowcowej. Na całe szczęście po godzinie 17 przyszedł on do namiotu. Był kompletnie wyczerpany bo od godziny 2.30 w nocy do 17 po południu nic nie zjadł. A przez cały ten czas wykonywał wysiłek fizyczny. W budach wszedł do namiotu i od razu zasnął. Dałem mu jeszcze herbaty do wypicia, i od razu zacząłem gotować wodę na liofilizat. Gdy zjadł położyliśmy się spać. Co jakiś czas wystawiałem głowę by zobaczyć jaka pogoda jest na zewnątrz. Przez cały czas było pochmurnie i mgliście. Podjęliśmy wspólnie z Wojtkiem, że tej nocy na pewno nie ruszymy na szczyt i ostatnią szansę będziemy mieli w nocy z poniedziałku na wtorek.

 

 

DZIEŃ 9 (06.08.2012)

DZIEŃ RESTU

 

Mieliśmy prawie całą pierwszą noc przespaną. Rano obudziła nas lejąca się woda z sufitu. W środku namiotu było ciemno. Gdy dotknąłem sufitu poleciał na mnie strumień wody, a na dachu było dużo śniegu. Gdy otworzyliśmy namiot okazało się, że napadało ponad 10 cm śniegu. Szybko się ubrałem, wziąłem menażkę i jak najszybciej zrzucałem śnieg z dachu. Po całej operacji wskoczyłem z powrotem do śpiwora.  Rano powoli wyjrzałem przez namiot i pogoda była jak zwykle pochmurna, więc nie wychodziliśmy z namiotu. Po godzinie 10 Wojtek wyszedł w końcu na zewnątrz i zaczął gotować wodę na herbatę. Słońce powoli zaczęło wychodzić za chmur. Po chwili powiedział, żebym również wyszedł się dotlenić. Szybko się zebrałem i wyszedłem na zewnątrz. Wypiłem herbatę i poszedłem usiąść na skały aby podziwiać widoki. Gdy tak siedzieliśmy z Wojtkiem zauważył że po drugiej stronie stoku, jest trójka ludzi, a jeden z nich ma żółte spodnie takie jak Kuba, którego spotkaliśmy podczas podejścia na Skały Pastuchowa. Wojtek poszedł do tej trójki. Ja siedziałem dalej, a poniżej zaczął się spektakl. Jedna dziewczyna poniżej robiła sobie sesję zdjęciową w samym bikini na lodowcu. Wojtek w tym czasie umówił się z Polakami, że o 1 w nocy spotykamy się na szlaku i razem atakujemy. Ugotowaliśmy wodę na liofilizat, następnie pokroiliśmy rosyjską kiełbasę którą otrzymaliśmy od Polaków. Ponieważ nie wyglądała najlepiej poddaliśmy ją obróbce termicznej na patelni. Wytopiło się z niej mnóstwo tłuszczu. Dodaliśmy to naszego spaghetti bolognes. Po południu zaczęliśmy gotować wodę na herbatę do ataku szczytowego. Wieczorem zrobiliśmy kolejny liofilizat. Risotto curry z kurczakiem w migdałach, ananasie i rodzynkach. Gdy wziąłem do ust łyżkę z mała porcją myślałem ze zwymiotuje. Było to tak nie dobre że nie mogliśmy tego zjeść. Wojtek wziął kilka łyżek i też musiał się poddać. Ok. 18 położyliśmy się spać, lecz sen nie przychodził. Strasznie się męczyliśmy nie mogąc zasnąć. Ja włączyłem swoją MP3 i słuchałem muzyki. Pearl Jam – Just Breath, Pink Floyd oraz Lady Pank – wspinaczka. Co chwile odtwarzałem te same piosenki. W końcu ok. 21 udało nam się zasnąć.

 

 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd